Kliknij tutaj --> 🐫 leopold staff wiersze o miłości

Leopold Staff jest następcą romantyków i pozytywistów, jeśli chodzi o patriotyczno-społeczną tematykę. Staff odnowił związek polskie poezji i poezji europejskiej. W swojej twórczości skupił wszystkie elementy modernizmu, które były twórcze. Both Nash and Worster frame the history of American environmental ideas in a narrative about the competing aims of anthropocentrism and ecocentrism. Under this rubric, Aldo Leopold plays a transitional role in their accounts. For both historians, Leopold’s thought is laden with tension between anthropocentrism and ecocentrism; his Leopold Staff * * * [Patrz na te chmury, co się kłębią w niebie] Patrz na te chmury, co się kłębią w niebie, Siostrzyce burz, niepogody! Ileż w nich wichru,walki, męki, szału, Pędu, wolności, swobody! Nie mów o szczęściu, stara złudo! Szczęście Nie stwarza nic prócz wspomnienia, A jedna chwila radości wystarczy Poeta, dramatopisarz, tłumacz, eseista. Mowa o Leopoldzie Staffie. Ze Staffem po raz pierwszy zetknęłam się w szkole, jak większość ludzi i to tylko dlatego, że musiałam. Moje zaciekawienie poezją Staffa zaczęło się kiedy dostałam w prezencie jedną, z tych małych książeczek zwanych "Perełkami" i znalazłam to: Piosenka miłosna o pierogach. Chodzi ta miłość od wieków po świecie. najczęściej z tęsknotą i łzami w pakiecie. Tak chodzi do duszy głęboko zagląda. a chociaż tak boli i tak jej wyglądasz. Bo bez miłości jakoś tak pusto. człowiek jak pieróg bez nadzienia. i choćby z ciasta był najlepszego. czuje że w klusce ma być coś Les Sites De Rencontre En France Gratuit. Z mych pocałunków szata Twej nagości,Z warg mych na niej purpurowe róże, W które Cię stroić nigdy nie znużę,Tknąć Ciebie kwiatom broniąc w ust zazdrości! Z zachwytów moich kadzidła wonności,Co owieją Cię w uwielbień chmurze!Z dumy mej Tobie stopień i podnóże,I hołdowniczy kobierzec miłości! Na swojej skroni Twoje stopy noszęJako niewolnik pełne kwiatów kosze...Ugięty klęczę i powstać się boję! Na czole stopy Twoje obnażoneDzierżę jak żywych klejnotów koronę,Bo na Twych stopach chodzi szczęście moje! Leopold Staff « poprzedni następny » Jak tchu dla piersi, tak mi ciebie brak! W pochmurnym niebie Przeciąga w siną dal wędrowny ptak. Niech leci, niech spieszy! Niech się serce me pocieszy, Że choć on mknie ku tej stronie, Gdzie wyciągam tęskne dłonie, Rozpaczliwie beznadziejne dłonie... Ja kocham ciebie! Niech o tym powie ci przelotny wiew, Co w sen kolebie Samotne szczyty cichych, smutnych drzew. Niech leci, niech wieści, Że w tęsknocie i boleści Nie mógł uśpić mojej duszy, Co się męczy w pustce, w głuszy, W rozpaczliwie beznadziejnej głuszy... Ten wiersz przeczytano 28401 razy « poprzedni następny » Dodaj swój wiersz Wiersze znanych Adam Mickiewicz Franciszek Karpiński Juliusz Słowacki Wisława Szymborska Leopold Staff Konstanty Ildefons Gałczyński Adam Asnyk Krzysztof Kamil Baczyński Halina Poświatowska Jan Lechoń Tadeusz Borowski Jan Brzechwa Czesław Miłosz Kazimierz Przerwa-Tetmajer więcej » Autorzy na topie kazap Ola Bella Jagódka anna AMOR1988 marcepani więcej » Poezja Staffa, poety trzech pokoleń, po wojnie ma charakter rozliczeniowy z wojną i okupacją. Świadectwo naocznego świadka przeżytego koszmaru daje tom Martwa pogoda z 1946 r. Wiersze zebrane w tym zbiorze oddają ból oraz gniew wobec okrucieństwa hitlerowskich zbrodniarzy. Poeta przeżywa przypływ energii twórczej, jego utwory są wciąż inne, dojrzalsze, wzbogacone gorzką wiedzą przeżytych lat i okrutnych doświadczeń. Mitologia Wiersz jest wyrazem całkowitego przygnębienia po poniesionej klęsce we wrześniu 1939 r. Przedstawia świat umierający, ogarnięty śmiertelną chorobą, w którym nawet przyroda nie może żyć („konają pola, rodzą się tylko cmentarze”). Wszystkie dotychczasowe wartości ludzkie zostały zniszczone. Ten przygnębiający obraz podkreśla widok błądzącego kulawego anioła z wydartymi ze skrzydeł piórami. Zobacz też: Sławomir Mrożek - biografia, "Tango" Pierwsza przechadzka Podmiot liryczny wiersza nie chce myśleć i mówić o wojnie i śmierci. W jego marzeniach przewija się wizja pierwszej powojennej przechadzki dwojga zakochanych ludzi po ulicach wolnego kraju. Wojna i jej okropności przeminą, zostaną zapomniane, można będzie spokojnie oglądać budzącą się do życia przyrodę i wierzyć, że nadejdą dobre szczęśliwe dni. Podwaliny Krótki, sześciowersowy wiersz w tomu Wiklina (1954), powraca do motywu klęski przedstawionej w metaforze budowania domu. Utwór jest świadectwem tego, że nić w życiu nie jest trwałe, w niczym nie można znaleźć oparcia, zawsze wszelkie działanie kończy się przegraną i rozczarowaniem. Jedyną ucieczką są paradoksalne rozwiązania: „budowę zacznę od dymu z komina”. Skoro skała i piasek - symbole trwałości i ulotności - zawiodły, nie dają gwarancji i bezpieczeństwa, należy szukać czegoś innego, choćby to poszukiwanie nie doprowadziło do skutku, lecz nie można załamać się i poddać biernemu oczekiwaniu. Zobacz też: Leopold Staff - biografia *** („Ostatni z mego pokolenia”) Liryk stanowi rodzaj podsumowania życia poety. Przebija z niego tęsknota za młodością, poczucie przegranej, osamotnienie. Podmiot liryczny podkreśla swój humanistyczny stosunek do człowieka i przyrody, swój optymizm i wiarę, swoje ukochanie wolności i swobody. Twierdzi, że nie zależało mu na sławie i powodzeniu („Nie wabił mnie spiżowy pomnik”), bo miał świadomość, że żył z innymi, uczestniczył w istnieniu pokolenia, obserwował zachodzące zmiany i sam się im poddawał. Ale czuje się rozgoryczony i smutny, bo pozostawia po sobie niewiele: „pusty pokój” i „małomówną, cichą sławę”. Źródło: Wydawnictwo Printex Polski poeta, tłumacz i eseista. Jeden z najwybitniejszych twórców literatury XX wieku, kojarzony głównie jako przedstawiciel współczesnego klasycyzmu; prekursor poezji codzienności, związany także z franciszkanizmem i parnasizmem. A gdy ujrzymy się znowuKiedyś po długich latach ujrzymy się znowu. Łódź moja będzie w przystań wracała z połowu AdoracjaZ mych pocałunków szata twej nagości,Z warg moich na niej purpurowe róże,Ani jednejAni jednej... ArkanaGdy beztroskie jak kwiaty, lekkie jak ptaków loty Zachwyty serca mego wyśpiewać chcę radośnie,&nbArs poeticaEcho z dna serca, nieuchwytne,Woła mi: "Schwyć mnie, nim przepadnę,Ave auroraDźwigaj się, serce! Nocnych niebios ciemię, Gniotące drętwym snem ciebie i ziemię, Ballada pierwszaGdzieżeśmy to zabiegli w gonitew rozpędzie, Czereda zapaleńców i szalonych głów? Bieguny"Nie z tego świata jest królestwo moje"- Takie pokorne Mistrz wyrzekł dalekaNie widzę ciebie, tylko twoje szaty,I ślepym ciebie zgaduję zdumieniem,Bogowie ZmarliMoc zbudziła w nim butę i dumny gniew wraży,Iż nie ścierpiał nad sobą dłoni bóstw Kozickiemu BronaSłońce za wzgórze się chyliI senną ziemię jesiennyGdzież jest ta wywalczona z mozołem pogoda,Ku której mnie przez lata wiodły strome ścieżki?CapriNa morzu wyspa górska: miniatura Tatr, Jeno że Morskie Oko, miast w środku, jest wkoło Chciałem już zamknąć dzień...Chciałem już zamknąć dzień na klucz,Jak doczytaną księgę,ChlebWiecznie tak samo jeszcze jak za czasów Piasta,Po łokcie umączone ręce dzierżąc w dzieży,CienieMińmy tę ścieżkę. Tuśmy ongi się spotkaliWśród świeżej lip pleciony kosz,Chciałem weń włożyć owoce,Curriculum vitaeDzieciństwa mego blady, niezaradny kwiat Osłaniały pieszczące, cieplarniane cienie. CzarW miękkich fałdach twej sukni zgubiony ustamiPiję złotej godziny czar... Niech nas omami...Czarna godzinaZbudzone z snów, wśród chmurnej czoła niepogody, Myśli me w głębie schodzą jak kamienne scCzasGodzina późna bije,Głosi się czasu niewinneŁąkami idę. W krąg kwiatyI słychać brzęki gdy gaśnie blask słonecznej kuli,Nad brzegiem wody, gdzie drzew widma mdleją,Dalekaś mi...Dalekaś mi, daleka,Jak radość szczęścia cicha...Deszcz jesiennyO szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesiennyI pluszcze jednaki, miarowy, niezmienny,Do muzyMam pewność niezachwianą, wierzę uroczyście,Muzo, com ci nie przestał służyć i hołdować,DobranocDobranoc! Śnij,Że w las zielony wiosną DrogaUmierali, umierają, umierać będą, Jak żyć będą i żyją, i żyli. DzieciństwoPoezja starych studni, zepsutych zegarów,Strychu i niemych skrzypiec pękniętych bez grajka,Dziwaczny tumW męczarni twórczej, w bólu natężonej mocyTrawiony dzikim ogniem, z obłąkanym czołem,EchoWśród swawolnej gonitwy w boru gęstwie starej Usłyszał faun rozkoszne słowo obietnicy EpitafiumTu leżę. Życia wyrok padł na mnie młoda. Woń ciepła róż i pomarańczy,Gdy czytać będzieszGdy czytać będziesz wieczorem te słowa I skroń pochylisz nad zadumą zwrotki, Gdy w twoich ustach...Gdy w twoich ustach z nieukojemSzukam twojego serca woni,Gdzie się podziałaGdzie się podziała dawna miłość nasza?Wszystko przemija, czas wszystko uśmiercaGęsiarkaZ czteroletnią powagą, w spódniczce po boseStopki i w kaftaniku na wyrost, to wąskąGnójCzcigodny gnoju, dobroczynne łajno, Tchnące, jak znojna najmity pazucha HarmoniaMiałem wielkie pogody i chmurne mój, zdobywczy niegdyś, zmienia się w obrończy,Hora tańczącaDzięki za tę godzinę, gdyś, mych ócz tęsknicą Uproszona, tańczyła dla mnie, tanecznico, IdziemyIdziemy drogą kamienistą,twardąI besłoneczny mamy strop nad głową,Ja kocham CiebieJak tchu dla piersi, tak mi ciebie brak!W pochmurnym niebieJak wiersze czytaćSiądź z książką na fontanny krawędzi kamiennej,W której ogród odbija się i błękit czysty,KartofliskoPod niebem, co jesiennym siąpi kapuśniakiem, Na sejm zlatują wrony w żałobnym zespole Kiedy spotykam cię w lesieKiedy spotykam cię w lesie,Co szumem w sen się kołysze,Kochać i tracić...Kochać i tracić, pragnąć i żałować,Padać boleśnie i znowu się podnosić, KochankaPrzyjdę do ciebie w północ ciemną, z nowiem...Drogę przez półmrok wskaże mi tęsknota...KogutPurpurowego hełmu uwieńczony chwałą, W ogniu piór, gdzie grą wszystkich odcieni się przędzie KołodziejO lat tysiąc świat cały wygląda mo młodziej,Gdy widzę, jak przed progiem swej lepianki wiejskiejKoronaW rubin stopić swoją dumę i serdeczny ból,W szmaragd nadzieje swoje i lasów zielenie,KowalCałą bezkształtną masę kruszców drogocennych,Które zaległy piersi mej głąb nieodgadłą,Kto jest ten dziwny nieznajomy...Kto jest ten dziwny nieznajomy,Co mnie urzeka swoim gusłem?Kto miłość zna?Kto miłość zna? Kto, duszą obłąkany,Wypił zabójczy i najsłodszy jad, La RochefoucauldJa nie nudzę się tylko się zbudzę,ListPytasz mnie, jak sie czuję. Tak, jak czuć się możeCzłowiek dość pełnoletni w końcu listopada,List z jesieniCzekam listu od Ciebie... Tam Południa słońceI morze mówi z Tobą... U mnie długa słota,LosDla siebie los nas stworzył dwoje,Lecz nas rozdzielił traf żywota Mali ludzieKocham was, mali ludzie, i szarzyznę smętnąDni i izb waszych, w których trumna czy kolebaMarek Aureliusz mówi"Świata koronę na głowie nosząc, a w sercu tysiąceGrotów losu, do liczby dawnych przyjmuję dziś nowy,MatkaO zmierzchu przy oknieMatka trąca nogą biegunyMelancholiaNagie, odarte z zwiędłych liści drzewaSterczą ku niebu milczącą zmierzchówPorzućmy groty głuche, gdzie dzień nas zepchnął złoty, Na świat biegnijmy, chyże na ziemię zwróćmMiłośćW płaszczach królewskich, lśniących dumną pychąW błękitnych szatach tęsknoty,Miłość dążącaA mam we włosach różę bladą jak wspomnienieCichego rozkazania, którego nie pomnę...MłodośćSzara, wielka kamienica, Pokój, dywan, koń drewniany, ModlitwaChroń Panie, wątłą mojej duszy zieleń Od podeptania i martwych spopieleń, MostNie wierzyłemStojąc nad brzegiem rzeki,Na ruinieWoda wiedziała więcej o nas niż my samiŻe to ostatnia nasza schadzka pod drzewamiNad brzegiemŻwirem brzegu idąc ponad rzeką,Przystanąłem nagle jak w nocyNoc czarna, srebrna nieskończonyNiedzielaNie pójdę tą ścieżkąWiędnącą opadłymi liśćmi:NokturnWieczór nad leśnym tłumem drzewCiemności piętrzy miłości wrogaTyś mnie spotwarzył, bracie, tyś proch mi cisnął w oczy -Jam twarz swą w źródle umył, w tobie się duszO radosnej ojczyźnieJest nas ogromna, cicha, przedziwna rodzina, Gromada obłąkańców z mrocznymi oczami, O zmierzchuW ogromnej, świętej ciszy krąg słońca umieraRóżowiąc nieboskłony zorzą me pełneOczy me pełne ciebie, jak polne krynice,Gdzie niebiosa swe jasne odbijają od życia...Odtrącony od życia zwycięskiej biesiady,W zadumie dni swe pędzę, w samotności cię nie niepokojąCierpienia twe i przedziwnyW przedziwnym mieszkam ogrodzie, Gdzie żyją kwiaty i dzieci Ojczyzno naszaOjczyzno nasza, Matko bolesna! OnByłeś wciąż przy mnie niegdyś przed tysiącem lat(A może tak sie tylko memu sercu zdaje).Ostatni z mego pokolenia...Ostatni z mego pokolenia,Drogich przyjaciół dzieciństwaIdąc od świtu, z głową odkrytą i bosy, Ległem w sadzie. Znużyła mnie droga taneczna. Pani z MiloZ dniem każdym coraz smętniej w upadek się chylą Szczątki twej świetnej chwały, boska pani z Milo. Patrz na te chmury...Patrz na te chmury, co się kłębią w niebie,Siostrzyce burz, niepogody!Patrzyli z oczu...Patrzyli z oczu ogromną dziwotą Pasterze, owiec porzuciwszy straże, PętaW głuchych głębiach pamięci, jako przez sen pomnę:Jednym pętem związani wyszliśmy z gęstw lasówPierwsza przechadzkaŻonie Będziemy mieszkać w swoim domu, Będziemy stąpać po swych własnych schodach. Nikt o tym nie mówił nikomu,Pies w słońcuDzień cały na żelaznym upięty łańcuchu, Rozpędza czas niechętnie, w niecierpliwej nudzie, Piosenko mojaPiosenko moja cicha, Jedyne szczęście moje Po latachPo długich latach pierwszy razIdę jesienną tą - ustne, ustom - radeWargi twoje dziwnie na piaskuI zwaliło modlitewnaKto szuka Cię, już znalazł CiebieJuż Cię nie ma, komu Ciebie trzeba,Pójdziemy razem...Patrzysz mi w oczy moim snem o tobieMilczysz milczeniem, co jest mą wsiPochwalona wieś dobra, wóz, konie i grabie,Gumna, cepy i kosy ostrzone u bruska,PokusaW dłoni masz różę, w włosach perły winogrona,A usta purpurowe, wilgotne od wina. Polsko, nie jesteś ty już niewolnicąPolsko, nie jesteś ty już niewolnicą! Łańcuch twych kajdan stał się tym łańcuchem, PółnocSmutek mając za druha, pustkę za sąsiada,A samotność za siostrę, co wiecznie mi bliska,PracaRęce w kieszeni, w ustach papieros, Chodzę po świecie, władca i świt,Ale nie jest gwiazd i mądrości, miłośnik ogrodów,Wyznawca snów i piękna i uczestnik godów,Przychodzi do mnie nocąPrzychodzi do mnie nocą, bierze mnie w ramiona I jest mi dobrze, cicho, choć nie wiem, kto ona... PrzygnębienieZmierzch melancholią szarą spływa...Senność powieki moje klei,PrzyjścieW lipowe kwiaty, w lipowe liściePróg ustroiłem na twoje cośZewsząd tak ciasne rozszerzać horyzont,RozkazTen łan po prawej, Panie, bratu memu Daj pod pszenicę. Ten z lewej pod żyto RzeczywistośćNiewiara w miłość ma się wstydzi:Oczy mi skrywa róż starym, zapuszczonym parkuStałem nad stawemSen nieurodzonyBędę tworzył! Rozmachem szaleje mi ramię! Hartownym młotem będzie mi piorun mej siły! Smutek twórcyNajwyższa rozkosz twórcy: w duszy doskonałySen widzieć piękna, co się doprasza żywota,Sonet szalonyWłóczęga, król gościńców, pijak słońca wieczny,Zwycięzca słotnych wichrów, burz iStraszna nocCzasem zapada straszna noc, głucha, upiorna... Noc beznadziejna, sina i grozą potworna... StrofaA że zapomnieć ciebie muszę, Twe oczy słodkie i ogromne, Szara, spękana ziemiaSzara, spękana ziemia, ugór zjałowiały,Poszarpany pustymi wyschłych wód chleba i winaI Stałem na polnej drodze koło Męki Bożej: Tak. Bóg opuścił ziemięTak. Bóg opuścił ziemię naszą! Spadł na nią klątwy jego gniew. TęsknotaI Jesteś cicha jak śnieg, Trącam o ciebie, struno...Trącam o ciebie, struno bolesna pamięci, Grająca ciszę zmierzchu, wonią sianożęci. Twe złote włosyWłosy twe jak płomienia błyskawicy grzywa,Jak surm mosiężnych świetna, weselna muzyka,UpiórOni śpią w swoich izbach spokojni jak wczora,A ja biadam i serce mi młotem się tłucze,W moim sercu...W moim sercu róż kwitną kielichy,Bielsze niźli na muraw ogrodzie leżę...W ogrodzie leżę o wieczorze,Patrząc w lecące ptaki,W przededniuUsta twoje, dziewczyno, całowań łakome,Śnią dziwy, co się własną trwożliwością płoszą...W ruinach świątyniCzym zbłądził między swojej świątyni kolumny. Których czołom czas stary odebrał trud dumny Wiatr koczowniczyDawno już został utracony czasy w kwiatach i czasy w szalał w nocy...Wichr szalał w nocy, a gdym wyszedł rano,Pod niebem bez promieniWidok ze wzgórzaJesień wspomnienia tka błękicie obłok srebrny płynie, Więc można kochać...Więc można kochać i nie wiedzieć o tem?Po przypadkowym, najkrótszym spotkaniuWieczórLeżę na łodziW wieczornej w lesieI drzewa mają swą wigilię...W najkrótszy dzień Bożego roku,Willa SamotnaCień, co na miłoœć naszš padł wieczn żałobšBył dawno w mym przeczuciu. Pomnisz: szedłem z tob&sWirKrew gna nas w szał! Rzuć wiosła! Na głębokie wodyŁódź nas zagnała! Nie broń się błagań próżnicWizytakiedy przyjdziesz po mnieja pełen wspomnieńWolnośćCiasno mi, Panie, na kolumniePychy samotnej, gdzie choć stoję,WółW bezstrunnej rozwidlonych twoich rogów lirze Milczy hymn niemy pracy. Roboczym nawykiem WróbelKochany wróblu mój, obywateluCzterech pór roku i świata całego,Wysokie drzewaO, cóż jest piękniejszego niż wysokie drzewa, W brązie zachodu kute wieczornym promieniem, Wyszedłem szukać...Wyszedłem szukać Ciebie o swicie i w trwodze,Nie znajdując, myślałem, żem szedł drogą kłamną;Zabite drzewoZ ciemnych mojego lasu drzew jedno najcichsze Ukochałem, najbardziej smutne i najwiotsze: Zachód jesiennyPrzeszłość jak ogród zaczarowany,Przyszłość jak pełna owoców słowaKiedy przyszedłem na ten świat posępny, mrocznyJak okręt z mórz bezdennych do nudnej przystani,Ziemia dziewiczaJako pas szmaragdowy między dwa błękity Morza i nieb na brzegu ujęty miłośnie, Zła chwilaMęczą mnie jakieś mary pełne ciemnej złościMącą mi ciszę, w mroki zapada ma wracają z pola, psy szczekają w dali,Wśród chałup jak opryszki skradają się ciemnej rzeki...Znad ciemnej rzeki wiatr przylataI mglistych wspomnień woń pomnika Chopina w WarszawieWyrażał ciebie nie brąz, lecz powietrzeDrżące dźwiękami, co od marzeń letszeŻurawWyższy nad strzechy chałup, wśród sadów i strażnik studni, skąd człek i chudobaZwózkaSprzymierzone z plemieniem pszczół w pracy zakonie,Miodową je gościną chętnie darzą kłosy, Home Książki Poezja Wiersze Wiersze zebrane z czternastu publikacji począwszy od Snów o potędze z 1901 roku, kończąc na Dziewięciu Muzach z 1958 roku. Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni. Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie: • online • przelewem • kartą płatniczą • Blikiem • podczas odbioru W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę. papierowe ebook audiobook wszystkie formaty Sortuj: Książki autora Podobne książki Oceny Średnia ocen 7,6 / 10 46 ocen Twoja ocena 0 / 10 Cytaty Bo coś w szaleństwach jest młodości, Wśród lotu wichru, skrzydeł szumu, Co jest mądrzejsze od mądrośći I rozumniejsze od rozumu. Bo coś w szaleństwach jest młodości, Wśród lotu wichru, skrzydeł szumu, Co jest mądrzejsze od mądrośći I rozumniejsze od rozumu. Leopold Staff Wiersze Zobacz więcej dodaj nowy cytat Więcej Powiązane treści

leopold staff wiersze o miłości